Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Rozpocznę nowy wątek - myślę, że przyda się innym początkującym tak jak ja.
Kłuję Kitkę od tygodnia i ciągle czuję się nowicjuszem w tym fachu.
Moje ostatnie doświadczenia doprowadziły mnie do sformułowania następujących rad:
Miej pod ręką drugi lancet i drugi pasek testowy do glukometru.
Przydadzą Ci się jeśli lancet upadnie Ci na podłogę, albo źle pobierzesz krew i odczyt się nie uda (a pasek będzie do wyrzucenia).
Unikniesz wędrówki po nie po mieszkaniu i pozostawiania kota samego (z czego kot jest rad, bo się zaszywa gdziebądź).
Włącz glukometr.
Pomiar wyłączonym glukometrem na pewno Ci się nie uda.
Zapal tyle lamp ile się da.
Lampa pod sufitem, lampa na ścianie, przenośna lampa biurkowa, to wcale nie jest 'za dużo' naraz.
Oczywiście mała (silna) latarka pod ręką też się jak najbardziej przyda.
Pozornie łatwiejsza wewnętrzna strona kociego ucha (bo nieowłosiona) okazuje się być stroną trudniejszą.
Nawet przy czarnych uszach (!). Na zewnętrznej stronie widać żyłkę jako uwypuklenie.
Inna sprawa to trafienie w nią/koło niej.
A Wasze rady...? ;)
Kłuję Kitkę od tygodnia i ciągle czuję się nowicjuszem w tym fachu.
Moje ostatnie doświadczenia doprowadziły mnie do sformułowania następujących rad:
Miej pod ręką drugi lancet i drugi pasek testowy do glukometru.
Przydadzą Ci się jeśli lancet upadnie Ci na podłogę, albo źle pobierzesz krew i odczyt się nie uda (a pasek będzie do wyrzucenia).
Unikniesz wędrówki po nie po mieszkaniu i pozostawiania kota samego (z czego kot jest rad, bo się zaszywa gdziebądź).
Włącz glukometr.
Pomiar wyłączonym glukometrem na pewno Ci się nie uda.
Zapal tyle lamp ile się da.
Lampa pod sufitem, lampa na ścianie, przenośna lampa biurkowa, to wcale nie jest 'za dużo' naraz.
Oczywiście mała (silna) latarka pod ręką też się jak najbardziej przyda.
Pozornie łatwiejsza wewnętrzna strona kociego ucha (bo nieowłosiona) okazuje się być stroną trudniejszą.
Nawet przy czarnych uszach (!). Na zewnętrznej stronie widać żyłkę jako uwypuklenie.
Inna sprawa to trafienie w nią/koło niej.
A Wasze rady...? ;)
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
>[quote="Hana"]
>Kłuję Kitkę od tygodnia i ciągle czuję się nowicjuszem w tym fachu.
Tez tak mialem,po 5 miesięcy nie jestem fachowcem;
Najważniejsze, żeby uszy byli ciepli - rozgrzew ustami, lub ustaw kota na sloncu;
>Miej pod ręką drugi lancet i drugi pasek testowy do glukometru.
Używam nakłuwacza, na pozycji 1, wstaw pasek do glukometru ale nie do konca-zeby nie wlaczal sie. Wolno klucz tylko w zewnętrzny brzeg ucha, najlepiej w bok, i wcale nie trzeba wpasc w zile (naczyń). Kiedy widzisz kropla-wsun do konca pasek i zrób badanie;
>Zapal tyle lamp ile się da.
>Inna sprawa to trafienie w nią/koło niej.
Nieraz naklulem sobie palec
>Kłuję Kitkę od tygodnia i ciągle czuję się nowicjuszem w tym fachu.
Tez tak mialem,po 5 miesięcy nie jestem fachowcem;
Najważniejsze, żeby uszy byli ciepli - rozgrzew ustami, lub ustaw kota na sloncu;
>Miej pod ręką drugi lancet i drugi pasek testowy do glukometru.
Używam nakłuwacza, na pozycji 1, wstaw pasek do glukometru ale nie do konca-zeby nie wlaczal sie. Wolno klucz tylko w zewnętrzny brzeg ucha, najlepiej w bok, i wcale nie trzeba wpasc w zile (naczyń). Kiedy widzisz kropla-wsun do konca pasek i zrób badanie;
>Zapal tyle lamp ile się da.
>Inna sprawa to trafienie w nią/koło niej.
Nieraz naklulem sobie palec
DZENNICZEK Murki http://postkaunas.npage.de/get_file.php ... vnr=813995
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Piękna radaAliusv4 pisze:Najważniejsze, żeby uszy byli ciepli - rozgrzew ustami, lub ustaw kota na sloncu;
- CharlieCat
- Posty: 451
- Rejestracja: czw maja 29, 2014 6:29 pm
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
W przypadku pory nocnej lub niechęci kota do oralnych czułości, dobrze jest intensywnie wybawić 10-15 minut futrzaka. Kot się nabiega, podmęczy, serduszko napompuje więcej krwi i żyłka będzie zawierała więcej oczekiwanego płynu.
No i warto samemu być całkowicie spokojnym zabierając się do kłucia, bo inaczej kot wyczuje zdenerwowanie opiekuna i sam będzie zdenerwowany.
No i warto samemu być całkowicie spokojnym zabierając się do kłucia, bo inaczej kot wyczuje zdenerwowanie opiekuna i sam będzie zdenerwowany.
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Tinka poleciła mi stronę http://www.katzendiabetes.info/ - obszerne źródło o kociej cukrzycy.
I tam zobaczyłam piękny i łopatologiczny schemat kociego ucha , wart zauważenia w tym wątku. Widać wyraźnie którędy krew płynie i gdzie ucisnąć, żeby żyłka była wyraźniejsza.
źródło: http://www.katzendiabetes.info/hometest.php
I tam zobaczyłam piękny i łopatologiczny schemat kociego ucha , wart zauważenia w tym wątku. Widać wyraźnie którędy krew płynie i gdzie ucisnąć, żeby żyłka była wyraźniejsza.
źródło: http://www.katzendiabetes.info/hometest.php
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Dopiszę się znów, żeby zbierać różne doświadczenia w jednym miejscu.
Otóż jakiś czas temu miałam problem (cytat z kitkowego wątku):
Odkąd uważam z temperaturą (ciepławy "ogrzewacz" i ciepławe ucho) problemu już nie mam.
Co do "ogrzewacza":
z kawałka miękkiej flanelki uszyłam kieszonko-woreczek, w którym zaszyłam troszkę płatków ryżowych.
Podgrzewam 20s w mikrofalówce. Woreczek jest miły w dotyku i ciepławy. Rozgrzewam nim Kitce ucho to z zewnątrz, to od środka, żeby równomiernie rozgrzać, ale nie przesadzić.
Otóż jakiś czas temu miałam problem (cytat z kitkowego wątku):
Odpowiadam sama sobie ;) : przypuszczalnie tak, za gorąca skarpetka i za mocny ucisk ucha po kłuciu.Hana pisze:Czy za gorąca skarpetka z ryżem mogła być powodem, że Kitce wyskoczyła mała gulka na uchu, ale nie na brzegu tylko w "centralnej części" ucha, z pół cm od brzegu?
Podświetlałam toto latarką i widać w tym miejscu przekrwienie. Gulka ma wielkość ok. 1 mm.
Czy za gorąca skarpetka mogła spowodować pęknięcie jakiegoś naczynka w tym miejscu i stąd ten problem...?
Odkąd uważam z temperaturą (ciepławy "ogrzewacz" i ciepławe ucho) problemu już nie mam.
Co do "ogrzewacza":
z kawałka miękkiej flanelki uszyłam kieszonko-woreczek, w którym zaszyłam troszkę płatków ryżowych.
Podgrzewam 20s w mikrofalówce. Woreczek jest miły w dotyku i ciepławy. Rozgrzewam nim Kitce ucho to z zewnątrz, to od środka, żeby równomiernie rozgrzać, ale nie przesadzić.
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Kiedyś w Lidlu były takie serduszka, które po naciśnięciu kawałka żelastwa w środku ogrzewają się i służą do ogrzewania się I to dobrze ogrzewa ucho kocie.Polecam Wam.
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Jak zaczynałam kłucie uszeczek to myślałam, że to jest sztuka. Teraz wiem, że rzemiosło. Kłuję już drugi miesiąc z sukcesami. Zakupiłam w tym celu igły 0.7, 0.8, 0.9 - są ok. Jedno zdecydowane ukłucie i po sprawie. Myślałam, że przez to nie przejdę, a Miminka mnie pożre.
Wiec Zapalam lampkę, kota na kolana i mam już przygotowaną igłę, pasek,glukometr, wacik do ewentualnie krwawiącego uszka. Jestem początkująca i pragnę pocieszyć tych wszystkich, którzy zaczynają. To nie jest takie trudne jak się wydaje na początku. Pozdrawiam i życzę wytrwałości. Aga
Wiec Zapalam lampkę, kota na kolana i mam już przygotowaną igłę, pasek,glukometr, wacik do ewentualnie krwawiącego uszka. Jestem początkująca i pragnę pocieszyć tych wszystkich, którzy zaczynają. To nie jest takie trudne jak się wydaje na początku. Pozdrawiam i życzę wytrwałości. Aga
Re: Kłucie w uszko - sztuka czy rzemiosło?
Moja Pchełka jest też bardzo nerwowym kotkiem. Pierwsze próby pomiaru glukozy wyglądały tak, że ktoś trzymał mi kota, ja uwijałam się jak mogłam, żeby zrobić pomiar, kot wił się, prychał i miauczał, gryzł, drapał i mimo wszelkich wysiłków w kluczowym momecie przystawienia glukometru z paskiem do już nakłutej kropelki krwi jakimś cudem dawał drapaka. Ucho nakłute (czasem kilkakrotnie), a pomiaru wciąż nie było. Nie wiem, czemu glukometru bała się bardziej niż nakłuwacza.
W końcu zaczęłam stosować metodę podpatrzoną u jednego z weterynarzy, a mianowicie przed pomiarem okręcam kota kocem - ciasno i szczelnie, żeby go unieruchomić. Kotka jest pozbawiona możliwości obrony, bo choćby bardzo chciała, z mojego kokonu się nie wywinie ;) . I tak ubezwłasnowolniona pozostaje spokojna aż do końca badania. A ja mogę wykonywać pomiar sama, bo po okręceniu kota obie ręce mam wolne.
Dokładnie wygląda to tak:
Szykuję sobie wszystkie przybory, żeby niczego mi nie zabrakło. Wyganiam wszystkich i zamykam się z kotem sama w kuchni. Okręcam kota ciasno w koc, tak, żeby wystawała tylko głowa i uszy. Biorę duży koc i kładę sobie na kolanach złożony na pół lub na cztery, kota sadzam na środku koca i okręcam aż po szyję kilka razy ile mi tylko koca starczy. Nie może zostać luzu przy tylnych łapach, bo się kot wycofa i schowa cały w kocyk, ani dziury w którymkolwiek miejscu, bo ucieknie. Kot jest unieruchomiony. Wygląda jak mumia. Ale jest spokojny. Zaczynam od masowania uszek, żeby je rozgrzać. Kotek mruczy, więc krzywda mu się w tym kocu nie dzieje. Potem mówię do niego cały czas spokojnym głosem i w międzyczasie robię pomiar. Kot siedzi nieruchomo w kocu, więc mam obie ręce wolne. Po badaniu od razu daję kotu michę z żarciem. Jak je, to kłuję insuliną. I już.
Poniżej zdjęcia. Na ostatnim kota jest już po badaniu - wciąż spokojna. Tyle, że każdy kotek jest inny i co na jednego działa, na drugiego już wcale nie musi.
W końcu zaczęłam stosować metodę podpatrzoną u jednego z weterynarzy, a mianowicie przed pomiarem okręcam kota kocem - ciasno i szczelnie, żeby go unieruchomić. Kotka jest pozbawiona możliwości obrony, bo choćby bardzo chciała, z mojego kokonu się nie wywinie ;) . I tak ubezwłasnowolniona pozostaje spokojna aż do końca badania. A ja mogę wykonywać pomiar sama, bo po okręceniu kota obie ręce mam wolne.
Dokładnie wygląda to tak:
Szykuję sobie wszystkie przybory, żeby niczego mi nie zabrakło. Wyganiam wszystkich i zamykam się z kotem sama w kuchni. Okręcam kota ciasno w koc, tak, żeby wystawała tylko głowa i uszy. Biorę duży koc i kładę sobie na kolanach złożony na pół lub na cztery, kota sadzam na środku koca i okręcam aż po szyję kilka razy ile mi tylko koca starczy. Nie może zostać luzu przy tylnych łapach, bo się kot wycofa i schowa cały w kocyk, ani dziury w którymkolwiek miejscu, bo ucieknie. Kot jest unieruchomiony. Wygląda jak mumia. Ale jest spokojny. Zaczynam od masowania uszek, żeby je rozgrzać. Kotek mruczy, więc krzywda mu się w tym kocu nie dzieje. Potem mówię do niego cały czas spokojnym głosem i w międzyczasie robię pomiar. Kot siedzi nieruchomo w kocu, więc mam obie ręce wolne. Po badaniu od razu daję kotu michę z żarciem. Jak je, to kłuję insuliną. I już.
Poniżej zdjęcia. Na ostatnim kota jest już po badaniu - wciąż spokojna. Tyle, że każdy kotek jest inny i co na jednego działa, na drugiego już wcale nie musi.